Druga Norwegia! Nieprawda – przyszły bantustan! Gaz łupkowy zaczyna dzielić społeczeństwo. Ile jest prawdy w pogłoskach o szkodliwości jego wydobywania? Spróbujmy spojrzeć na rzecz okiem geologa.
Uczestnicy sporu, który podzielił również Europę, posługują się argumentami bardzo ogólnymi, w dużej mierze politycznymi. Jeśli jednak mocniej ich przyprzeć do muru, okazuje się, że głównym źródłem wiedzy jest film Josha Foxa „Gasland”, szeroko kolportowany w sieci, ostatnio również z polskimi napisami. To jednak nie warstwa informacyjna, lecz niezwykle sugestywne obrazy najbardziej wpłynęły na stan świadomości społecznej. Płonąca woda w kranie stała się ikoną zagrożeń, które niesie eksploatacja gazu łupkowego. I jak tu nie zadumać się nad przenikliwością pewnego wodza rewolucji, który przed prawie stu laty stwierdził, że kino to najważniejsza ze sztuk?
Sukces „Gaslandu" nie dziwi, bo też majster go nakręcił nie byle jaki. Wbrew temu, co sugerują spoty reklamujące ten film, Josh Fox wcale nie jest amatorem i prowincjonalnym miłośnikiem gry na banjo. To doświadczony reżyser teatralny i filmowy, laureat kilkunastu prestiżowych nagród i konsument wielu grantów dla twórców alternatywnych. Kieruje obecnie International WOW Company – międzynarodową trupą teatralną, której spektakle dotykające najbardziej palących problemów społecznych – globalizacji, rasizmu, nietolerancji – prezentowane były w USA, Europie i Azji. Jego kontrowersyjny, antywojenny film „Memorial Day" był przedstawiany na wielu festiwalach. Już w 2004 roku New York Times pisał, że Fox jest „najbardziej awanturniczym przedstawicielem nowojorskiej awangardy".
Z potęgą obrazu stworzonego przez tak doświadczonego twórcę walczyć jest trudno, zwłaszcza gdy dzieło przedstawiane jest jako dokument i kandydat do Oscara. Jednak próby takie podejmowano. W jednej z nich, na stronie http://www.energyindepth.org/debunking-gasland/ specjaliści rozkładają film na czynniki pierwsze, minuta po minucie. Czy przekonali opinię publiczną? Wątpliwe – wydaje się, że polegli w zderzeniu z najbardziej sugestywnym kadrem – płomieniem buchającym z domowego kranu. Cóż, magia ekranu...
Spróbujmy zatem inaczej. Aby zweryfikować mity narosłe wokół złowrogiego gazu skupimy się na faktach przyrodniczych, odnoszących się do polskiej, a nie amerykańskiej rzeczywistości. Naszym zdaniem każdy – niezależnie od wykształcenia i zawodowej specjalności może je dość łatwo sprawdzić. Aby je poznać, wyruszymy najpierw... na Podkarpacie.
Polski Gasland
Iwonicz Zdrój. Ciepły, letni wieczór gdzieś około roku 1840. Na leśnej polanie, na stoku Góry Przedziwnej zgromadził się podekscytowany tłumek kuracjuszy. – Patrzcie, tam w pierwszym rzędzie, starszy pan z sumiastym wąsem – to Wincenty Pol, słynny poeta i przyrodnik – rozlegają się szepty. Wszyscy milkną, gdy pracownik uzdrowiska w służbowym uniformie zapala pochodnię na długiej tyczce. Zbliża płomień do tafli jeziorka, bulgoczącego w ciemnościach, i nagle – fuuch! – z wody bucha słup ognia rozświetlając na chwilę całą polanę. Kuracjusze klaszczą z zachwytu, odważniejsi czerpią po kubeczku ze spokojnego już teraz jeziorka, na którego powierzchni tylko od czasu do czasu rozrywają się bańki gazu. Woda jest żółtawa, słona, lekko pachnie kadzidłem, ale czegóż się nie robi dla zdrowia. Przecież już w 1578 r. sam Wojciech Oczko, nadworny lekarz króla Stefana Batorego pisał, że woda ze źródła zwanego Bełkotką należy do najcenniejszych w Iwoniczu.
Źródło istnieje do dzisiaj, chociaż bulgocze znacznie słabiej niż sto lat temu. Ma status pomnika przyrody, prowadzi do niego Aleja Wincentego Pola – oczywiście. To jeden z ulubionych celów spacerów kuracjuszy. Nad taflą burej wody osadzono kamienną tablicę z portretem autora „Pieśni o ziemi naszej" i fragmentem jego wiersza poświęconego temu fenomenowi przyrodniczemu.
A cóż to pali się w Bełkotce? Oczywiście, metan – główny składnik gazu ziemnego, pochodzący z płytko zalegających złóż ropy naftowej, której zwykle towarzyszy. W tej części Podkarpacia jest mnóstwo oznak obecności węglowodorów płynnych i gazowych. Ropa widoczna jest w studniach, przesącza się do potoków, a i gaz czasami bulgocze w stawach. To historyczne zagłębie, kolebka światowego górnictwa naftowego do dzisiaj dostarczające znacznych ilości gazu i nieco ropy. Złóż gazowych jest tutaj 132, w tym największe w kraju „Przemyśl" eksploatowane od 1955 roku. Odwiercono tu kilka tysięcy otworów, działa kilka kopalni gazu. Ot, taki polski Gasland, tyle że z ponad stuletnią tradycją. Czy jego mieszkańcy mieli kiedykolwiek do czynienia z płonącą wodą w kranach? Nigdy, o ile nam wiadomo. Wody są tutaj znakomitej jakości, wiele jest leczniczych. A zniszczenia krajobrazu i środowiska? Najlepiej się przekonać odwiedzając tę malowniczą krainę. Gospodarze będą wdzięczni – żyją zarówno z przemysłu naftowego, jak i z turystyki.
Źródło Bełkotka w Iwoniczu Zdroju. Fot. J. Chowaniec, Oddział Karpacki PIG-PIB
Oswajamy metan
Nikt już nie pije wody z Bełkotki – wygląd ma całkiem niezachęcający – ale przez stulecia uważana była za skuteczny środek na różne dolegliwości. Czy to oznacza, że ludzie nieświadomie pili wodę zatrutą metanem? Ależ skąd: metan nie jest trujący! Występuje powszechnie w przyrodzie, a na organizm ludzki ma taki sam wpływ jak azot czy wodór – czyli żaden. Mogą to potwierdzić górnicy z kopalni węgla na Górnym Śląsku, które bez wyjątku mają status metanowych. Aby nie dopuścić do eksplozji, zawartość gazu w powietrzu kopalnianym musi być niższa od 4,5%. Dzięki wentylacji w kopalniach utrzymuje się stężenia 0,5–1%. To setki tysięcy razy więcej niż w powietrzu atmosferycznym. A mimo to wśród górniczych chorób zawodowych nie ma żadnej związanej z przebywaniem w atmosferze metanowej. Nie skarżą się też mieszkańcy terenów bagnistych, które generują znaczne ilości tego gazu (jego pierwotna nazwa to przecież gaz błotny). Nie odczuwają dolegliwości hodowcy bydła, które z racji swego metabolizmu odpowiedzialne jest za 18% globalnej produkcji gazów cieplarnianych.